Nie zdradzałem się wcześniej ,ze mam takie plany ,
ale decyzja ,że lecę zapadła dosłownie na kilka dni
przed samym wypadem .Ciężko by było się w takich warunkach umawiać.
Tydzień w Alpach ,bez groszy 4000 km nawinięte,
kilkadziesiąt przełęczy w Austrii,Szwajcarii i Włoszech
zaliczone.Tylna opona zajechana na śmierć ,wróciłem
na drutach, z duszą na ramieniu.

Zanim skrobnę jakąś sensowną relację ,
taki mały zwiastun filmowy;

https://www.youtube.com/watch?v=u81n2lwkFQo

A i sorki ,ze tylko przelatywałem przez kadr,
ale Sebastian ( to jego film ) jechał banditem 650

I taki mały żarcik Sebastiana z którym po Alpach
latałem,rzecz ma miejsce ko lo Davos w Szwajcarii,
przy temp. ok 30 C

https://www.youtube.com/watch?v=HKvPACWWC_U

Super Mariusz a jakie oponki miałeś założone Spontany są najlepsze

Super traska !!I te winkle ... poezja . Pozazdrościć !!

Leciałem na fabrycznych BT 016,przed wyjazdem miałem nawinięte
coś koło 7 kkm i oceniłem,że przy moim tempie zużywania opon
spokojnie wystarczy na przewidywane najbliższe 4 kkm !
Nawet profil tylnej gumy był prawie nienaruszony.
Nie doceniłem jednak alpejskich asfaltów.

Spidi ,no cóż ,winkle ,przełecze były rewelacyjne ,naprawdę !!!

Alpy to jeden z moich 3 największych celów wypadów motocyklowych ;
poza tym Chorwacja i Nordkapp. HR zrobiłem na moto w 2015 (jeszcze gsx-fem)
połowę Alp teraz ,zostaną mi zatem Alpy Zachodnie i Nordkapp ,mam nadzieję
na wypad do Skandynawii w 2018

A teraz początek relacji ;
Dzień pierwszy

Miał być szybkim przelotem i prawie tak było.
Optymalnie by było dolecieć z Podkowy (k/ Warszawy )
aż do Zell am See w Austrii skąd by była świetna baza wypadowa na austriackie
przełęcze .Udało się dolecieć do Linzu,w sumie nieźle,zważywszy że wystartowałem
dopiero o 12;30.Wcześniej nie miałem szans ,bo musiałem pozałatwiać sprawy,
tym bardziej ,ze niecały tydzień po powrocie z Alp wylatywałem do USA,
a tu już mnie trzymały terminy !!!
A i tak nawet do Linzu zrobiłem swój personal best na moto,prawie 900 km
jednego dnia,a do Z a S musiał bym dołożyć kolejne 200 km
Pogoda mi sprzyjała ,było ciepło i słonecznie co nie było takie oczywiste,
po deszczowym lipcu.Co prawda koło Wiednia otarłem się o poważną burzę,
która nadciągała ,ale skończyło się na dosłownie kilkunastu kroplach wody ,ha,ha

Dzień zakończył się ponad godzinnym ,nieplanowanym turem Linz by night,w poszukiwaniu
otwartej stacji benzynowej (po 22 czynne tylko wybrane ) bo dojechałem na oparach,
oraz hotelu za ludzkie pieniądze,bo większość było w cenie 100 € i więcej,lub nie było
już miejsc.Ostatecznie o północy byłem już w łóżku a halinka na parkingu.

Byliśmy w zeszłym roku i z noclegiem ciężko w sierpniu. Tak jak piszesz drogi prawie tak jak u nass

moja ulubiona przełęcz w Alpach - Gavia

Dzień drugi

Tak jak wszyscy mówiłem o Alpach ,ale jak zacząłem rozkminiać temat,
to okazuje się ,że Alpy są bardzo duże,a prędkości przelotowe,
już niekoniecznie.Zatem na tegoroczny wypad postanowiłem
się samoograniczyć do części wschodniej ,czyli Austrii i Włoch.
Pierwszy dzień prawdziwego latania po Alpach przeznaczyłem
na wprawę w lataniu po górach i dojazd w okolice GG (Grossglockner ),
czyli jednego z "gwoździ " wypadu
Po kilkudziesięciu km dojazdu z Linzu,najpierw dominują jeziora ,
a potem to już góry i przełęcze już nawet ponad 2000 m

A tak mniej więcej wyglądała mapka z tego dnia

https://www.google.pl/maps/dir/Linz,+Au ... force=lite

Jeżeli ktoś korzysta z tej "alpejskiej biblii" ,to tego dnia
zrobiłem trasy nr 6,9,10 plus oczywiście trasy dojazdowe,
które też mają przełęcze,chociaż nie tak znane ,bo nie opisane.
Na trasie nr 9 ciekawostką są jeziora na przełęczy i nie tam jakieś
kałuże, a także zjazd o nachyleniu 23 stopni/procent
(nigdy nie pamiętam w jakich jednostkach to się na znakach podaje ).
W każdym bądź razie,ja zjeżdżałem w dół i czułem się jak jakiś Małysz
na rozbiegu ,na szczęście ten zjazd jest porównywalnej długości
co na skoczni.
Z kolei trasa nr 10 ,czyli Nockalmstrasse jest płatna (chyba 11€ ),
ale ja niechcący odkryłem sposób jak to obejść .Przyjechałem
pod bramki do płacenia kwadrans po 18 ,a do tej godziny one działają,
a potem nie wiem jak długo są one jeszcze otwarte ,aby umożliwić
wyjazd tym ,którzy są jeszcze na tej trasie.Jakby by ktoś chciał
mój manewr powtórzyć ,to niech nie zrobi mojego błędu ,czyli
nie jedzie ze wschodu na zachód bo wtedy zachodzące słońce
bardzo mocno oślepia.Bonus jest taki ,ze wtedy jest już bardzo
mały ruch ,a że winkle są świetne i naprawdę można tam nieźle
poszaleć,ale trzeba bardzo uważać na krowy ,których jest tam mnóstwo
a i zachowują się jak ........ święte krowy,często wchodząc na jezdnie
i mając motocykle w( d...,przepraszam) .....głębokim poważaniu

Mariusz świetne zdjęcia i jest nawet mapka , szczerze moim małym marzeniem też jest wybrać sie w taką trasę na moto świetna sprawa , odciąć się a nie tylko praca i praca .... Mariusz jaki trzeba zarezerwować budżet na taki wyjazd około ??

Koszty całkowite tygodniowego wypadu w Alpy wyniosły pomiędzy
2 a 2,5 tys. zł i głodny nie chodziłem ,spałem w hotelach
lub pensjonatach.W tym miejscu polecam zimowe centra narciarskie,
bo tam jest duża ilość dobrych miejsc noclegowych,mało wykorzystywanych
latem ,zatem i ceny są przyzwoite.Dodatkowym plusem jest to,że one leżą
z reguły dość wysoko,przez co nie jest tam upalnie a komfortowo.
Koszt podałem w widełkach,bo ponad 2 to z pewnością wydałem,
ale za część kosztów płaciłem kartą,a cześć wyciągów przyszło po moim
wylocie do USA i już tego nie zdążyłem sprawdzić.Tym niemniej nie przekroczyłem
z pewnością tych 2,5 tys.

A teraz mapka trasy z dnia trzeciego

https://www.google.pl/maps/dir/9862+Inn ... d0a459!3e0

To był pierwszy dzień wspólnego latania z Sebastianem,którego wtedy
spotkałem pierwszy raz.Podobnie jak On ,również udzielam się na forum PBC,
i tam zupełnie przypadkowo udało nam się częściowo zsynchronizować
trasy ,a że nasze wzajemne towarzystwo przypadło nam do gustu,to już
do końca lataliśmy razem ,a Sebastian nawet zrezygnował z wizyty w Wenecji,ha,ha
Tego dnia nakręciliśmy sporo kilometrów a w odwiedziliśmy raptem przelecze
pod Grossglocknerem,ale za to jakie !!!!!!!!! A i motocyklowo to tamtejsze trasy
są rewelacyjne.Zresztą obejrzycie na fociach.
BTW,dlaczego można wieszać zdjęcia o max. wymiarach 800 X 800 ,
ja muszę je wszystkie najpierw zmniejszyć (a mają po 1,5 - 2 mega ),
a o ile te focie by były ciekawsze i wyraźniejsze.

I jeszcze mały bonus od Sebastiana ,z jego pierwszego,samotnego dnia w Alpach

https://www.youtube.com/watch?v=eJKknQI8pS8

Gwoździem dnia trzeciego miał być GG i ......... był,
i to jeszcze jak,ale po kolei

Spałem w narciarskiej mieścinie Innerkrems,tulony do snu
szumem pobliskiego strumienia.Z Sebastianem umówiliśmy
się w Macu w Lienzu .Posileni "śmieciami " i mocną kawą
ruszyliśmy na podbój GG.Wiedzieliśmy ,że tam będzie fajnie,
ale ,że aż tak bardzo to się nie spodziewaliśmy.
Zresztą do końca wyjazdu szukaliśmy szczęk,które nam tam opadły
Dlaczego,bo jest tam fantastycznie zarówno widokowo jak i motocyklowo,
winkle i asfalty są rewelacyjne ,choć ruch jest duży a i chyba 25€ trzeba wysupłać.
Podziwialiśmy ludzi ,którzy tam docierali na rowerach lub skuterami "50 ",
i ledwo dawali radę.I wszystko w niemieckim porządku !

Wydawało nam się ,że już prawie wszystko na/pod GG już
widzieliśmy,ale nie .Tam przełęczy oznaczonych lub nie, jest więcej,
mało tego ,są jeszcze wyższe niż ta pierwsza . Ale na wszystkich jest
ciekawie, i motocyklowo i widokowo. Nie wiem tylko dlaczego ,
oni te miejsca nazywają parkingami
Nie dość ,że napaśliśmy oczy widokami to jeszcze zjazd z GG do doliny,w kierunku
Zell am See był fantastyczny,do tego stopnia ,że pod sam koniec hamulce ,
( a raczej płyn hamulcowy ) mi się zagotował.
Tak czy siak ,było fantastycznie !!!
GG tak nas pochłonął ,że tego dnia już więcej przełęczy nie widzieliśmy,
a jeszcze mieliśmy sporo km do nowego domu we Włoszech !

Dzień czwarty

Tak mniej więcej wyglądał na mapie

https://www.google.pl/maps/dir/Merano,+ ... d0a459!3e0

Po GG świat motocyklowy wygląda inaczej ,a tu przed nami najwyższa
przełęcz w programie czyli Stelvio .Ja byłem napalony jak szczerbaty na suchary
ale nie wiedzieć czemu Sebastian studził mój entuzjazm.Jak się okazało wiedział
co mówi bo tam był ,puszką co prawda,ale był ! I niestety miał rację !
Widokowo było super ,ale motocyklowo to raczej hardcorowo.Jak się okazało
wybraliśmy najtrudniejszą drogę ,a prowadzą tam trzy !
Problem polegał na tym,że podjazd od strony Merano był bardzo nierówny,
spękania asfaltu to pikuś,bo często były wyraźne uskoki/osuniecia drogi,
łaty,asfalt różnych jakości ,generalnie wąsko a miejscami zawężenie do jednego
pasa i wcale nie z powodu remontu tylko tak po prostu jest !
Generalnie stromo lub bardzo stromo no i te zakręty ala scyzoryki.
Dobrze ,że nie wszystkie ,ale na tych "wybranych " miałem wrażenie,
że hajką się nie wyrobię i wyrżnę w ścianę,na szczęście się udało.Ale puszki często
na tych winklach się zakleszczały.I jeszcze pełno rowerzystów !

Po zaliczeniu Stelvio,mieliśmy 2 możliwości aby z niej zjechać,
albo w kierunku Bormio ,albo na szwajcarską stronę.Z założenia
miałem robić w tym roku przełęcze w Italii oraz Austrii.Ale ,że Sebastian
już zaliczył kiedyś puszką Bormio,to tytułem próby zaczęliśmy zjeżdżać
do Szwajcarii ,przez przełęcz Umbraillpass (2503 m),jedną z najwyższych
które mieliśmy na rozkładzie i ......... przeoczyliśmy ją
Po prostu są tam stare,zniszczone budynki po dawnym przejściu
granicznym i po prostu nie zauważyliśmy ,że jest to też przełęcz.
A jak już zjechaliśmy na dół do Sta Maria,to spodobało nam się
bardzo i postanowiliśmy obskoczyć kilka przełęczy,które wydawały
się być tak blisko (oczywiście na mapie ).
I w ten prosty sposób spędziliśmy w Szwajcarii pół dnia prawie
do pólnocy i nawinęliśmy tam ponad 300 km

Zajebista relacja, gratuluję

Dzięki wszystkim za dobre słowa ,ale
usłyszeć pochwałę od Hugsona to jest dopiero coś
Mnie najbardziej cieszy fakt ,ze ja to i wiele więcej przeżyłem !!!

A tu taki mały komentarz do całego wypadu,
tu akurat po zjeździe z GG .Wsłuchajcie się w słowa !

https://www.youtube.com/watch?v=7q_1kIe ... e=youtu.be

Chyba w końcu dotrę do końca relacji z dnia czwartego.
Bardzo długiego dnia i obfitującego w przeżycia.Jak już wspominałem
bardzo się rozpędziliśmy z planami,a potem musieliśmy pędzić
aby o przyzwoitej porze wrócić do pensjonatu.
Niestety w wysokich górach już tak jest,że nie ma prostych i krótkich
dróg i ciężko też o trasy alternatywne. Przekonaliśmy się o tym dość
boleśnie,bo do pewnego momentu szlo nam lajtowo,a potem
miał być już tylko powrót do pensjonatu no i zaczęły się schody,
no niezbyt strome,ale przełęcz zaliczona ciemną nocą
i wypatrywanie niedźwiedzi po lasach do wielkich przyjemności
nie należały, a i ciśnienie nam podskoczyło .
I wróciliśmy grubo po północy,zaś temp.spadła z jakiś
30 C w ciągu dnia do 12-13 C w nocy ,oczywiście na przełęczach
było jeszcze chłodniej.
Mimo tych wszystkich przygód byliśmy bardzo zadowoleni z tego dnia.

Dzień 5

Tak mniej więcej wyglądał na mapie;

https://www.google.pl/maps/dir/39020+Ma ... 1b465e!3e0

Jak tylko poznałem Sebastiana ,to On w kółko gadał o jez.Garda.
Po kilku dniach w Alpach byliśmy już syci przełęczy ,więc chętnie przystałem
na małą odmianę ,czyli wypad nad Gardę.Poza tym będąc w ekipie
czasami trzeba iść na kompromisy W podjęciu decyzji pomogła
mi również prognoza pogody,bo upał miał dochodzić do 40 C !
Liczyliśmy również na orzeźwiającą kąpiel w górskim jeziorze,
zaliczyliśmy nawet dwie,ale na długo nie starczały ,bo woda była wyjątkowo ciepła !
Generalnie miał to być lajtowy dzień i taki był.Bo na początek ,na dojeździe nad
Gardę zaliczyliśmy kilka niskich przełęczy z winklami z kategorii ,
długo i płynnie,czyli takie jak najbardziej lubię.W planach mieliśmy
objechać Gardę dookoła (ja nie byłem jakoś specjalnie zainteresowany,
bo w przeszłości dane mi to było zrobić ze 2 razy ) na co bardzo nalegał
Sebastian,ale się nie udało. Zaliczyliśmy tylko jeden brzeg ,ale od północy
do południowych krańców.Nie wyrobiliśmy się czasowo.Po pierwsze dlatego,
że bardzo późno wróciliśmy ze Szwajcarii,po drugie dlatego ,że nad Gardą
były straszne korki,w końcu to był sierpień ,główny urlopowy miesiąc
we Włoszech.Po trzecie z powodu ..... babci.... właścicielki pensjonatu
w którym spędziliśmy kilka dni.Mieliśmy pecha,bo jej sypialnia była
pod naszą łazienką,a ona chodziła spać razem z kurami,my zaś w okolicy
północy zwykliśmy brać prysznice.Babcia swoje niezadowolenie
oznajmiała nam pukaniem szczotką w sufit. Brzmi niegroźnie,no to trzeba
było słyszeć jej diaboliczny śmiech Choć tego dnia postanowiliśmy
nie ciągać lwicy za wąsy
Więc na powrotną drogę ,o zgrozo ,wybraliśmy autostradę.
No i byliśmy z powrotem o 21,ha,ha

No i system nie przyjął reszty relacji.
Więc taka mała dogrywka.